Seszele wycieczki
Uff! Wreszcie w swoim domu! W moim własnym, cudownym łóżku. Miałam już powyżej cebulek włosów tego całego safari wymyślonego przez naczelnego w celu integrowania pracowników. Całe 2 tygodnie zmarnowane na krypto-przyjaznych imprezach, wyjściach i nieprawdziwych minach. Ale na szczęście już koniec, można wtulić się w moją osobistą podusię i zasnąć w chłodnym lokum w Polsce. Naprawdę lubię podróżować i odkrywać przeróżne egzotyczne wycieczki, lecz nie wyobrażałam sobie odkrywać je z ludźmi z którymi współpracuję, z którymi siedzę często po 12h pracując 5 dni w tygodniu. Na egzotyczne wyprawy latam w celu odstresowania, odpoczęcia właśnie od korporacji i obowiązków. Lecz niestety nasz naczelny szef dotarł w zeszłym miesiącu do wniosku, iż brak nam motywacji do kooperacji, więc załatwił dla całego zespołu wyjazd incentive w kierunku RPA. Ciężko w to zawierzyć że akurat tam, no nie? Nasz przełożony od zawsze miewał nietypowe pomysły. Więc zwołał zebranie całego zespołu, po czym dał każdemu bilety na przelot, oglądając jednocześnie zszokowane wyrazy twarzy wszystkich zebranych w sali konferencyjnej. Tak więc tydzień potem siedzieliśmy w samolocie całym zespołem i podróżowaliśmy do Afryki. Chyba jedyną usatysfakcjonowaną osobą z tego pomysłu był sam naczelny – lubi takie wypady. Powinnam jednocześnie powiedzieć, że sam plan nie byłby taki zły, gdyby w hotelu gdzie mieszkaliśmy całe 2 tygodnie znajdowała się klimatyzacja lub chociaż jakieś urządzenie pomagające przeżyć w upale. Osobiście należę do osób, które wolą się ciepło ubrać i polecieć do Finlandii, Kanady czy chociaż Rosji, niż gotować się w gorącu +40 stopni. W dowolnym razie na wycieczce mieliśmy niezliczoną ilość wyjazdów na których oglądaliśmy „oazy owej kultury” oraz dużo imprez, na których jednak zostałam pozytywnie zaskoczona. Ludzie, których poznawałam zza biurek, okazali się po zostawieniu za sobą pracy bardzo sympatycznymi znajomymi! Imprezowaliśmy do świtu! Nieprosto było potem wyjeżdżać na egzotyczne wyprawy, aczkolwiek w jakiś magiczny sposób udawało nam się. Powinnam powiedzieć naprawdę, byłam bardzo zniechęcona co do tego wyjazdu, aczkolwiek już po ok.2-3 dniach przekonywałam się do tego pomysłu. Jak zwróciłam uwagę iż reszta teamu także. Spędziliśmy suma sumarum bardzo ciekawe 2 tygodnie na czymś w rodzaju „wycieczki służbowej”, która stała się tak naprawdę bardzo relaksującym lekiem na uzależnienie od pracy kilku z zespołu. Po powrocie do Polski i pracy z powrotem, inaczej spoglądałam na mych współpracowników, bardziej przychylnie. Nawet doszło do tego, iż czasem w piątek po pracy wychodzimy wszyscy i się bawimy! W sumie nasz szef posiadał nosa do owej wycieczki, ów plan mu się powiódł. W tym momencie pracując razem zupełnie inaczej się dogadujemy pomiędzy sobą, poznaliśmy się z odrębnej, pozytywnej strony. Pozwoliło nam to bardzo nabrać dystansu oraz bardziej przykładać się do pracy w korporacji która zapewniła nam takie wakacje.