Kenia wycieczki
Sierpień- decydujący czas dla mojego dalszego życia. W tej chwili okaże się czy dostanę się na upragnione studia i czy będzie na mnie czekać wycieczka na safari do miejskiej dżungli. W momencie, gdy ktoś egzystuje w wiejskim miasteczku jak ja, w którym znajduje się kilka sklepików na miasteczko, to wyprawa do miasta takiego wielkiego jak np. Gdańsk jest wyzwaniem.
Dałam radę! Dostałam się! Teraz nadeszła chwila aby zająć się problemami organizacyjnymi, tj. przeprowadzka, doręczenie dokumentów, etc. Zamawiając bilet na środek transportu do Warszawy czułam się jakbym zdobywała bilety do wykształcenia i edukacji. Po przyjeździe do stolicy moje obawy potwierdziły się, czułam się jak w miejskiej dżungli… Gdzie iść? W jaki autobus wsiąść? Obawiam się,że na każdej egzotyczne wycieczki prościej się ogarnąć w transporcie oraz organizacji ruchu niż w tym mieście… Mimo wszystko, pomimo strachu i przerażenia mrożącego mnie od wewnątrz ruszyłam w głąb dżungli. W pierwszym napotkanym pawilonie zaopatrzyłam się w najnowszą mapę aglomeracji. Taki drobiazg, a cieszy i pomaga w życiu. Dzięki niej wiedziałam już mniej więcej w którą stronę się kierować. Jednak na transport tramwajem się nie odważyłam, wolałam przespacerować się te niemało kilometrów do uczelni. Po drodze poznałam bezlik osób rozdających ulotki lub chodzących przed biurami podróży i posiadających nad głową kolosalny afisz „Wycieczki incentive!” czy też „Wyjazdy firmowe!”. Zaciekawiła mnie nazwa „Incentive”, więc zadecydowałam że zagadam do tego studenta i go wypytam, przy okazji zaliczając pierwszą znajomość w świeżym mieście. Tak jak oczekiwałam, był to żak, dorabiający po szkole. I to z mojej uczelni! Wyjaśnił mi przy sposobności konwersacji jak najłatwiej dostać się do uczelni i których pociągów użyć. Po załatwieniu wszystkich niezbędnych spraw studenckich, pora wracać do siebie i powoli zacząć planować egzotyczne wyprawy do dzikiego miasteczka studenckiego.